Literatura drugiej kategorii
Feb. 17th, 2011 11:20 pmUsłyszałam wczoraj ciekawe zdanie, które sprowokowało mnie do myślenia: "ja wciąż wierzę, że napiszesz tekst o historyku-archiwiście, ale bez Alarica i Ianto" (jako że autorka zdania jest na mojej fliście i zapewne to czyta, spieszę wyjaśnić, że posłużyło mi ono jak taki kamyczek poruszający lawinę i źródło swobodnych skojarzeń, nie zamierzam dorabiać do niego ideologii czy coś i nie uważam, żeby było w nim coś złego). To mi się złożyło z innymi wypowiedziami, które tak zbieram od lat: "Muszę zacząć czytać więcej książek, mniej fików", "Fanfiction nauczyło mnie już wszystkiego, czego mogło, czas pisać coś własnego". Mam wrażenie, jakby fanfiction z jakiś mistycznych powodów było literaturą drugiej kategorii. Ale w sumie dlaczego?
Nie wygląda jak prawdziwa książka? No zgoda, nie ma okładek i innych takich śmiesznych rzeczy, ale mam na dysku ładnych kilkadziesiąt ebooków, takich z księgarni. A mimo to nie tracą na wartości artystycznej, nawet jeśli są zapisane w pliku.
Jest mnóstwo fatalnych fanfików, na widok których prawdziwy redaktor dostałby palpitacji? Pewnie, że jest, ale umówmy się, że rozmawiamy o tekstach, które mają jakiś poziom, a nie o rzeszy "Jennifer miała szesnaście lat i zeszła na śniadanie". Zresztą niektóre książki mają w środku takie rzeczy, że nie tylko redaktor, ale i jako tako wyrobiony czytelnik dostaje palpitacji.
Fanfiki nie są oryginalne, wykorzystuje się w nich nie swoich bohaterów i nie swój świat? W takim wypadku powieści historyczne też musiałyby przestać być literaturą, i nie tylko one. Dlaczego Maurice Druon piszący o Filipie Pięknym albo Margaret Atwood o matce Hamleta mieliby być z definicji lepsi od autora fanfika?
Wiadomo, że niezdrowo jest czytać wyłącznie fanfiki, tak samo jak niezdrowo jest czytać wyłącznie romanse, wyłącznie horrory czy wyłącznie klasykę literatury światowej. I pewnie, że jak już komuś z nas uda się napisać Powieść Swojego Życia i nawet mu to wydadzą, to ta książka dotrze do nieporównanie większego grona czytelników, niż jakikolwiek fik. Ale dlaczego fanfiction ma takie odium literatury niepoważnej, przedsionka do prawdziwego pisania, poligonu doświadczalnego? Dlaczego pisanie fika wydaje się mniej artystyczne niż napisanie "własnego" opowiadania? Mam wrażenie, że nawet między autorami i czytelnikami fanfiction panuje jakieś takie nieme przekonanie, może nie do końca uświadomione, że fik jest czymś gorszym (istnieje też szansa, że jestem niedospana i mam manię prześladowczą). Nie próbuję tu robić jakiegoś polowania na czarownice, po prostu się zastanawiam, skąd to się wzięło, bo sama nie potrafię wymyślić żadnego rozsądnego powodu. Fanfiction, zwłaszcza w naszym gronie, jest dla mnie literaturą skrojoną na miarę, często pisaną przez autorów bliskich mi emocjonalnie i intelektualnie, poruszających dokładnie te tematy, które mnie też żywo interesują. Fanfiction jest gatunkiem, który ma duże szanse trafić mi prosto w serce i przeryć mi mózg, bo znam autorów, rozmawiam z nimi, często wspólnie odbieramy teksty kultury i to się wszystko odbija w tekstach. Fanfiction stało się jednym z moich ulubionych gatunków literackich, jedynym w swoim rodzaju i równie ważnym, jak każdy inny. W dodatku jest jedynym gatunkiem, który mam ochotę pisać. Nie mówię, że to się nigdy nie zmieni, ale póki co zamierzam pisać tylko fiki - ponieważ na płaszczyźnie niefanfikowej nie mam nic mądrego do powiedzenia. Tak samo gdyby pisanie thrillerów sprawiało mi frajdę, nie widziałabym powodu, żeby zmuszać się do pisania powieści płaszcza i szpady.
A jak to wygląda u Was? Fanfiction to literatura czy jednak nie?
Nie wygląda jak prawdziwa książka? No zgoda, nie ma okładek i innych takich śmiesznych rzeczy, ale mam na dysku ładnych kilkadziesiąt ebooków, takich z księgarni. A mimo to nie tracą na wartości artystycznej, nawet jeśli są zapisane w pliku.
Jest mnóstwo fatalnych fanfików, na widok których prawdziwy redaktor dostałby palpitacji? Pewnie, że jest, ale umówmy się, że rozmawiamy o tekstach, które mają jakiś poziom, a nie o rzeszy "Jennifer miała szesnaście lat i zeszła na śniadanie". Zresztą niektóre książki mają w środku takie rzeczy, że nie tylko redaktor, ale i jako tako wyrobiony czytelnik dostaje palpitacji.
Fanfiki nie są oryginalne, wykorzystuje się w nich nie swoich bohaterów i nie swój świat? W takim wypadku powieści historyczne też musiałyby przestać być literaturą, i nie tylko one. Dlaczego Maurice Druon piszący o Filipie Pięknym albo Margaret Atwood o matce Hamleta mieliby być z definicji lepsi od autora fanfika?
Wiadomo, że niezdrowo jest czytać wyłącznie fanfiki, tak samo jak niezdrowo jest czytać wyłącznie romanse, wyłącznie horrory czy wyłącznie klasykę literatury światowej. I pewnie, że jak już komuś z nas uda się napisać Powieść Swojego Życia i nawet mu to wydadzą, to ta książka dotrze do nieporównanie większego grona czytelników, niż jakikolwiek fik. Ale dlaczego fanfiction ma takie odium literatury niepoważnej, przedsionka do prawdziwego pisania, poligonu doświadczalnego? Dlaczego pisanie fika wydaje się mniej artystyczne niż napisanie "własnego" opowiadania? Mam wrażenie, że nawet między autorami i czytelnikami fanfiction panuje jakieś takie nieme przekonanie, może nie do końca uświadomione, że fik jest czymś gorszym (istnieje też szansa, że jestem niedospana i mam manię prześladowczą). Nie próbuję tu robić jakiegoś polowania na czarownice, po prostu się zastanawiam, skąd to się wzięło, bo sama nie potrafię wymyślić żadnego rozsądnego powodu. Fanfiction, zwłaszcza w naszym gronie, jest dla mnie literaturą skrojoną na miarę, często pisaną przez autorów bliskich mi emocjonalnie i intelektualnie, poruszających dokładnie te tematy, które mnie też żywo interesują. Fanfiction jest gatunkiem, który ma duże szanse trafić mi prosto w serce i przeryć mi mózg, bo znam autorów, rozmawiam z nimi, często wspólnie odbieramy teksty kultury i to się wszystko odbija w tekstach. Fanfiction stało się jednym z moich ulubionych gatunków literackich, jedynym w swoim rodzaju i równie ważnym, jak każdy inny. W dodatku jest jedynym gatunkiem, który mam ochotę pisać. Nie mówię, że to się nigdy nie zmieni, ale póki co zamierzam pisać tylko fiki - ponieważ na płaszczyźnie niefanfikowej nie mam nic mądrego do powiedzenia. Tak samo gdyby pisanie thrillerów sprawiało mi frajdę, nie widziałabym powodu, żeby zmuszać się do pisania powieści płaszcza i szpady.
A jak to wygląda u Was? Fanfiction to literatura czy jednak nie?